Sam raport jak w najlepszym porządku, ale przyczepię się nieco logiki eksperymentu. Owszem, pracownicy klasy D często (zawsze?) są używani jako mięso armatnie, ale nie produkują ich fabrycznie (no, chyba, że tu autor postanowił inaczej ;) ale, jeżeli tak istotnie jest, warto byłoby o tym wspomnieć), w związku z tym użycie ich aż tylu w tym eksperymencie, gdzie rolę inahalujących mogłyby odegrać zwierzęta, jest nieco nieprzemyślany. Abstrahując od samej moralności (zresztą większość opowiadań totalnie olewa to załączony do strony poradnik zwykle stosując zasadę "im więcej martwych pracowników D tym lepiej") totalnie podpada pod marnowanie zasobów, a właściwie MARNOWANIE. Owszem, użycie 1-2 D, aby sprawdzić czy zareagują podobnie jak zwierzaczki, a przy okazji powiedzieli, co czują ok, ew przeprowadzenie serii eksperymentów z D, jeżeli zwierzaczki nie zareagowałyby, ale bez przesady… (dodatkowo przy użyciu zwierzątek np: można by też sprawdzić jak pracownik D, a wcześniej np. piesek, zareaguje na kotleciki z zainhalowanego na śmierć miętą jagniątka. A jeżeli wszystko byłoby ok, to rzucić jagniątko na stołówkę… Bo chyba martwy D do kuchni raczej by nie poszedł. Chociaż, jeżeli D to mięso armatnie, to teoretycznie wszystko jedno co jeno, co jedzą - mogą szamać i ludzinę. Chociaż, w takim wypadku, personel kuchenny bądź rzeźnicy przygotowujący mięcho na kuchnię, musieliby być ostro popapraną załogą.) A jeżeli poleciało już tylu D na przemiał, bez wcześniejszych eksperymentów na zwierzakach, to ktoś powinien dobrać się do tyłka doktorkowi prowadzącemu. No chyba ze Komitet ds. Etyki to tylko goście, co pierdzą w stołki i zgarniają kasę, a Wydział Zewnętrzny nie widzi nic złego w siedzeniu po godzinach, bo znowu pracownicy naukowi prze*olili prac kat. D na pierdoły jak małolata kasę bogatego tatusia.