Kilka dni temu, przed zaśnięciem, rozmyślałem nad uniwersum Fundacji i swoimi pracami. Pomyślałem o pewnym wątku, na który nie znalazłem jednej odpowiedzi i pomyślałem, że chętnie poznam opinie innych.
Co Fundacja myśli i co robi, o ile cokolwiek, wobec rzeczy, które jeszcze nie są anomaliami. Jako najprostszy przykład podam tutaj rytuały: same w sobie nie muszą być anomalne, ale rezultaty już jak najbardziej mogą takimi być. Pół problemu, jeśli rytuał jest znany i możemy z większą bądź mniejsza pewnością wskazać na anomalność/ nieanomalność wyniku. Co zaś, jeśli istnieją zaledwie podejrzenia?
Opcją, do której najbardziej się skłaniam (choćby dlatego, że daje potencjał pisarki, brzmi dość sensownie i rzeczywiście) jest po prostu istnienie specjalnego departamentu, jednostki z zadaniem właśnie badania takich wydarzeń. Jeżeli Fundacja podejrzewa, że coś może być anomalią w przyszłości, to po prostu deleguje do tego określonych specjalistów, którzy potwierdzą bądź oddalą kwestię anomalną, po czym do akcji wchodzą odpowiedni ludzie: zespół zabezpieczania czy lokalna policja. Jestem po prostu zwolennikiem "case to case", czyli odejście od twardych procedur na rzecz indywidualnego podejścia do każdego przypadku. Tutaj uważam, że ma to sens w przeciwieństwie do chociażby bandy naukowców, którzy z daleka ustalają co jest, a co nie jest anomalią i czy Fundacja ma się tym zainteresować.
Mała uwaga: w moim headcanonie Fundacja trzyma się z daleka od tego, co nieanomalne: od tego są inne organizacje, my nie jesteśmy "dobrymi" gośćmi. Morderstwa, wojny, kradzieże nas nie obchodzą, nie obchodzi nas zło ani dobro. Zajmujemy się anomaliami i tego się trzymamy… w większej części. Ale nie to jest tematem tego wątku.
Co Wy sądzicie?